sty 31 2004

Kinder vom Bahnhof ZOO


Komentarze: 0

 

„Chciałam mieć mieszkanie w starym robotniczym domu, dwa albo trzy małe pokoiki, niskie sufity, małe okienka, wydeptane schody na klatce, gdzie zawsze pachnie jakimś jedzeniem, a sąsiedzi przechodząc mówią sobie „dzień dobry, co tam słychać”? Schody byłyby tak wąskie, że przechodząc obok kogoś, trzeba się o niego otrzeć. Wszyscy mieszkańcy domu ciężko pracują, ale są bardzo zadowoleni. Nie interesuje ich tylko zgarnianie forsy, nie są zawistni, pomagają sobie nawzajem, są po prostu zupełnie inni od bogaczy, ale też inni od robotników z bloków Gropiusstadt. Zwyczajnie nie czuje się tu nerwówy.

            Najważniejsza w moim domu jest sypialnia. Po prawej stronie, pod ścianą, stoi bardzo szeroki tapczan, poduchy obszyte ciemnym materiałem. Z każdej strony nocny stolik. Jeden dla Detlefa, jak będzie u mnie spał. Do tego po obu stronach tapczanu palmy. W ogóle w całym pokoju pełno roślin i kwiatów. Za łóżkiem tapeta, jakiej ni można kupić w sklepie. Na tapecie pustynia, ogromne piaskowe wydmy. I kilka palm. Oaza. Na piasku siedzą sobie Beduini w białych turbanach i beztrosko popijają herbatę. Na mojej tapecie panuje kompletny spokój. Po lewej stronie sypialni, we wnęce, tam gdzie okno wpuszczone jest w ukośny dach, mam swój kącik do siedzenia. Taki kącik, jak u Arabów albo w Indiach. Dużo poduszek dookoła niskiego, okrągłego stolika. Tam siedzę sobie wieczorami, w domu kompletny spokój, nic mnie nigdzie nie gna, nie mam żadnych życzeń ani żadnych problemów.

            Duży pokój jest właściwie taki sam jak sypialnia. Rośliny, dywany. Z tym że na środku stoi duży okrągły stół, drewniany, a naokoło niego wiklinowe krzesła. Przy stole zbierają się od czasu do czasu moi najlepsi przyjaciele, jedzą to, co im ugotuję, popijają herbatę. Na ścianach wiszą półki z mnóstwem książek. Same obłędne książki, pisane przez ludzi, którzy też znaleźli spokój, znają przyrodę i zwierzęta. Półki zrobiłam sama, z desek i sznurów. Większość rzeczy w moim domu sama zrobiłam, bo w sklepach meblowych nie ma nic, co by mi się podobało. Bo wszystkie meble w tych sklepach są takie dostatnie, żeby od razu było widać, że kosztowały kupę forsy. W całym mieszkaniu nie ma drzwi, tylko same kotary. Bo jak się otwiera i zamyka drzwi, to od razu jest hałas i pośpiech.

            Mam też psa, wielkiego owczarka, i dwa koty. Wymontowałam tylne siedzenia w kabriolecie, żeby pies miał wygodnie w czasie jazdy.

            Wieczorem w kompletnym spokoju, gotuję coś do jedzenia. Bez tego wariackiego pośpiechu, jak moja mama. Potem zgrzyt klucza w zamku. Detlef wraca z pracy. Pies skacze mu z radości na ramiona. Koty wyginają grzbiety i ocierają mu się o nogi. Detlef całuje mnie na przywitanie i siada do kolacji.” 

Christiane F. („My, dzieci z dworca ZOO”)

 

 

            „(…) nasza kopalnia wapienna. Niesamowita jama pośrodku okolicy. Prawie kilometr długości, ze 200 metrów szerokości, a głęboka chyba na sto metrów. Ściany są pionowe. Na dole jest bardzo ciepło. Na dole jest bardzo ciepło. Ani wiaterku. Na dole rosną takie rośliny, jakich nigdzie indziej nie spotkaliśmy. Niesamowicie czyste strumyki płyną przez tę niesamowitą dolinę. Ze ścian tryskają wodospady. Woda zabarwia białe ściany na rdzawoczerwony kolor. Wszędzie leżą białe odłamki, które wyglądają jak kości jakichś potworów i może to są nawet kości mamutów. Olbrzymia koparka i taśmociągi, które na co dzień robią tyle denerwującego hałasu, w weekendy wyglądają tak, jakby od wieków nikt ich nie używał. Wapienny pył i tak już dawno pokrył je białą warstwą.

            W tej niesamowitej dolinie jesteśmy zupełnie sami. Od reszty świata odgradzają nas pionowe ściany. Nie dochodzi tu żaden dźwięk z zewnątrz. Jedynym dźwiękiem jest szum wodospadów.

            Zawsze sobie wyobrażamy, że po zakończeniu eksploatacji kupujemy tę kopalnię. Wybudowalibyśmy sobie na dole chałupy, założyliśmy olbrzymi ogród, trzymali zwierzaki i mieli wszystko, czego trzeba do życia. Jedyną drogę prowadzącą na dno kopalni chcielibyśmy wysadzić w powietrze.

            Bo i tak nie mielibyśmy ochoty wrócić kiedykolwiek na górę.”

Christiane F. („My, dzieci z dworca ZOO”)

 

Nie wiem czy rozumiecie dlaczego wybralam te dwa cytaty.. one sa inne od calej ksiazki.. walsnie dlatego je tutaj umiescilam...marzenia Christiane, ktore nie widzialy spelnienia oraz dwuznaczny opis końcowy... osobiscie polecam wszystkim ta ksiazke... na dole macie w skrócie opisane to, co sie w niej znajduje.

 

      Szokująca relacja Christiane F., piętnastoletniej narkomanki z Berlina Zachodniego. Dziewczyna chciała, aby z zapisu magnetofonowego jej rozmów z dziennikarzami powstała ta książka, gdyż jak niemal wszyscy narkomani odczuwała przemożną chęć przełamania wstydliwej zmowy milczenia wokół plagi tego nałogu wśród dorastającej młodzieży. Załączone wypowiedzi matki Christiane oraz innych osób, z którymi się kontaktowała, mają służyć rozszerzeniu perspektywy i pomóc głębiej zrozumieć istotę problemu narkomanii.

 

samanthaaa. : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz